24 stracone gole i tylko 5 zdobytych punktów w dziesięciu meczach wyjazdowych Radomiaka w tym sezonie to chyba najwyższy czas by zdiagnozować problem i go wyeliminować.
Jedno zwycięstwo w pierwszej potyczce na boisku rywala w Nowym Dworze Mazowieckim, dwa remisy w Puławach i Stalowej Woli oraz siedem przegranych meczów, z których większość jak nie wszystkie rozstrzygały się na korzyść przeciwnika już przed przerwą, nie mogą być dziełem przypadku. Co takiego dzieje się z Radomiakiem w czasie spotkań wyjazdowych?
Wydawało się, że problem został nakreślony po rundzie jesiennej, a zimowe przygotowania sprawią, że na wiosnę będzie tylko lepiej. Tymczasem - choć za nami dopiero dwa takie mecze - widząc poczynania naszej drużyny w Siedlcach i Tarnowie, można stwierdzić, że w kwestii wyjazdów niewiele się zmieniło. Zieloni dwukrotnie przegrali zdecydowanie, popełniając te same błędy co w rundzie jesiennej.
O przyczyny fatalnej gry Radomiaka na obiektach rywali został zapytany przez jednego z dziennikarzy na konferencji prasowej po meczu z Unią szkoleniowiec zielonych Armin Tomala. - Nie szukam wytłumaczenia, że ten mecz przegraliśmy, ale Unia przed przerwą wykorzystała te trzy sytuacje po stałych fragmentach gry i tak jak już mówiłem ciężko się schodzi do szatni z bagażem trzech goli. To jest dla mnie niezrozumiała sytuacja dlaczego Radomiak, który przez ponad dwa lata nie przegrał meczu na własnym stadionie, nie potrafi wygrać na wyjeździe. Robimy wszystko, żeby drużyna była przygotowana optymalnie do meczów wyjazdowych. Na to spotkanie przyjechaliśmy dzień wcześniej, mieliśmy już na miejscu przedmeczowy rozruch. Tak jak wspomniał trener Kijowski, jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne, operowanie piłką, to wyglądaliśmy bardzo dobrze, natomiast nie wykorzystujemy tych sytuacji, które sobie stwarzamy, a w obronie robimy szkolne błędy, które zawodnikom na poziomie drugiej ligi nie mogą się przytrafiać. Myślę, że stąd jest ten efekt straty bramek - odpowiedział trener.
Każda seria się kiedyś kończy, więc zapewne i ta znajdzie swój kres. Trzeba mieć tylko nadzieję, że stanie się to prędzej niż później. Jeżeli nie w Suwałkach, to w Elblągu, jeżeli nie w Elblągu, to w Łowiczu. Ważne tylko, by nie stało się to dopiero wraz z zakończeniem sezonu i wówczas problem rozwiąże się sam.