Zachęcamy do przeczytania obszernego wywiadu z powracającym do Radomiaka Pawłem Tarnowskim, w którym opowiedział m. in. o tym co już za nim, a co - ma nadzieję - przed nim.
Wracasz do Radomiaka po 4,5 roku i wydawać by się mogło, że niewiele się zmieniło, bo odchodziłeś po awansie do II ligi i wracasz gdy Radomiak nadal jest w II lidze, ale wbrew pozorom sporo przez ten czas się działo przy Struga. Byłeś na bieżąco?
- Cały czas śledziłem losy Radomiaka, przyjeżdżając na mecze czy oglądając skróty. Szkoda tego spadku z drugiej ligi, bo wówczas może i mój powrót do Radomiaka byłby szybszy. Wiem już z doświadczenia swojego, ale również innych zawodników, że jak się zejdzie do niższej ligi, to powrót na wyższy poziom nie jest łatwy, ale myślę, że teraz jest odpowiedni moment, żeby wrócić i pomóc awansować, bo miejsce Radomiaka jest w pierwszej lidze.
Jak ocenisz swoje przejście z Radomiaka do Jagiellonii? Było to dla ciebie spełnienie marzeń, bo trafiłeś do klubu Ekstraklasy? Jak wspominasz współpracę z trenerem Hajto czy z Tomkiem Frankowskim?
- Może brakowało mi wówczas tego doświadczenia, żeby grać w Ekstraklasie, bo już później przechodząc z I-ligowego Dolcanu do grającego w Ekstraklasie Podbeskidzia inaczej to wszystko wyglądało. Miałem większą pewność siebie, po prostu byłem ograny. Myślę, że gdyby tego doświadczenia było wcześniej więcej, to może bym w Ekstraklasie bardziej zabłysnął, ale cóż, takie jest życie.
Zapewne bardzo dobrze pamiętasz swój debiut Ekstraklasie?
- Na pewno jest to fajne przeżycie, nota bene debiutowałem w meczu z Podbeskidziem, wchodząc z ławki za Tomka Frankowskiego przy wyniku 0:1. Dużo nie wniosłem do tego meczu, ale wygraliśmy 2:1. Można powiedzieć, że byłem wówczas takim pierwszym wchodzącym zawodnikiem. Jeśli chodzi o pobyt w Jagiellonii to dużo zawdzięczam oczywiście także trenerowi Dźwigale, bo to dzięki niemu w dużym stopniu trafiłem do Białegostoku.
W Jagiellonii spędziłeś rundę i trafiłeś na wypożyczenie do Polonii Warszawa, jak z kolei wspominasz pobyt przy Konwiktorskiej?
- Z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że błędem było przejście do Polonii. Zanotowałem tam kilka występów, ale później w czerwcu okazało się, że lepiej skorzystałbym na pozostaniu w Jagiellonii. Wówczas mieli oni problemy ze skrzydłowymi i mógłbym więcej pograć w Jagiellonii niż miało to miejsce w Polonii. W dodatku przez pięć miesięcy pobytu w Warszawie, nie dostałem ani złotówki, ale to tak na marginesie, bowiem pomimo tego mieliśmy bardzo dobrą drużynę i super atmosferę.
Później była I liga, Dolcan Ząbki, gdzie grałeś dużo spotkań, strzelałeś gole. Myślisz że to był twój najlepszy okres w dotychczasowej karierze?
- Mieliśmy wtedy super drużynę, do dziś się spotykamy. Nie było w tym zespole gwiazd. Wszyscy się znaliśmy, trzymaliśmy razem i myślę, że wynik, który zrobiliśmy był lepszy od oczekiwanego. W momencie kiedy odchodziłem do Podbeskidzia, to Dolcan był taką solidną I-ligową marką i może gdybyśmy grali dalej, to ten awans do Ekstraklasy stał by się faktem. Na początku u trenera Podolińskiego dużo wchodziłem z ławki, byłem taką tajną bronią trenera, wchodząc z ławki i strzelając sporo bramek. Później wywalczyłem sobie miejsce w podstawowym składzie, zagrałem wydaje mi się najlepszą rundę i trafiłem do Podbeskidzia. Problemy Dolcanu mnie bezpośrednio nie dotknęły, bowiem ja przeszedłem do Podbeskidzia w styczniu, a klub upadł pod koniec lutego.
Wróciłeś wówczas do Ekstraklasy, do Podbeskidzia, gdzie trenerem był właśnie Robert Podoliński. Jak wspominasz ten okres w odległym zakątku kraju?
- Po moim zdaniem najlepszej rundzie w życiu, miałem wiele ofert z klubów I-ligowych i dwie konkretne z Ekstraklasy. Wybrałem Podbeskidzie z trenerem Podolińskim. Trener na mnie liczył, ja też go znałem, więc to było naturalne. Super wspominam ten okres. Bardzo fajnie i aktywnie spędzałem tam czas. Super miasto, góry, super ludzie, atmosfera. Poznałem bardzo dużo fajnych ludzi w klubie, wokół klubu i teraz odchodząc z Podbeskidzia szkoda mi właśnie tego.
A nie szkoda ci tego zamieszania związanego z Lechią Gdańsk i ujemnym punktem, który decydował o tym kto zagra w grupie mistrzowskiej a kto w spadkowej?
- Szkoda tej mistrzowskiej ósemki, bowiem gdybyśmy w niej grali, to może wszystko potoczyłoby się inaczej. Może i ja bym wykorzystał swoje pięć minut, ale tak jak już mówiłem, takie jest życie. Myślę, że to całe zamieszanie wpłynęło na późniejszy rozwój wypadków i nasz spadek. Siedziało to wszystko w głowach, nie dopuszczaliśmy myśli, że możemy nie wygrać któregoś z meczów i się nie utrzymać. Ja z kolei jeszcze w przedostatnim meczu naderwałem mięsień dwugłowy i na ostatnim meczu w Ekstraklasie już mnie nie było.
Po spadku do I ligi zostałeś w Bielsku, ale po rundzie dostałeś wolną rękę w poszukiwaniu nowego Klubu. Trener Kocian nie widział Cię w składzie?
- Dostałem komunikat od trenera, że mogę mieć problem z regularną grą i że będzie lepiej jak poszukam sobie innego klubu.
Przez te ostatnie lata współpracowałeś z kilkoma trenerami. Każdy na pewno był inny. U którego się najwięcej nauczyłeś i z którym najlepiej ci się pracowało?
- Nie jest tajemnicą, że trener Dźwigała to taki mój piłkarski ojciec. Grałem najdłużej pod jego wodzą, w sumie w czterech różnych klubach, ale również wiele zawdzięczam trenerowi Podolińskiemu, który dał mi solidnie pograć w pierwszej lidze, jak również ściągnął mnie do Ekstraklasy. Dobrze wspominam też trenera Stokowca.
A co po tych kilkunastu dniach możesz powiedzieć o trenerze Liczce? Co ci najbardziej rzuciło się w oczy jeśli chodzi o tego szkoleniowca?
- Podchodzi bardzo profesjonalnie do zajęć, do drużyny. Ma wszystko pod kontrolą, jest doświadczonym trenerem, który ma tego piłkarskiego nosa. Widzę to na swoim przykładzie, że nie rzuca mnie od razu na głęboką wodę, ale stopniowo mnie wprowadza w treningi i gry kontrolne. Również bardzo pozytywnie odbieram trenera Marcela, który razem z trenerem Vernerem fajnie się uzupełniają.
Wracasz do Radomiaka ze sporym bagażem doświadczeń. Przez tan czas rozegrałeś 115 meczów, 29 na poziomie Ekstraklasy i 86 w I lidze, w których strzeliłeś 18 goli i zaliczyłeś 15 asyst. Wszyscy liczą właśnie na to twoje doświadczenie. Kibice bardzo pozytywnie przyjęli informację o twoim powrocie do Radomiaka, pamiętając zapewne twoje gole i występy przy Struga.
- Ja też się cieszę, że kibice się cieszą i mnie dobrze wspominają. Zawsze jak przyjeżdżałem na stadion na mecz to miło mnie witali z uśmiechem na twarzy. Zawsze też o moich występach pisaliście na stronie, to też fajna sprawa. Wiadomo, że od dziecka jestem kibicem Radomiaka i moje serce jest zielone. Marzyłem od zawsze, żeby z Radomiakiem zagrać w pierwszej lidze, stąd też moje decyzja. Myślę, że trafna i w odpowiednim momencie. Można powiedzieć, że jestem teraz w najlepszym wieku dla piłkarza i rzeczywiście ja najlepiej się czuje, kiedy mam już ten bagaż doświadczeń. Potrzebny jest mi tylko pełny okres przygotowawczy, który mam nadzieję przepracuję bez żadnych problemów. Jesteśmy na ostatniej prostej, żeby wygrzebać się z tej drugiej ligi, a następnie budować silnego Radomiaka w pierwszej lidze i starać się atakować Ekstraklasę.
Dwukrotnie z Radomiakiem świętowałeś awanse, najpierw do III, później do II ligi. Teraz celem jest awans do I ligi. Pozycja wyjściowa jest bardzo dobra, chyba się zgodzisz?
- Pozycja wyjściowa jest super, ale nie możemy wpadać w samo zachwyt, że ten awans już mamy. Trzeba przygotować się odpowiednio do każdego kolejnego meczu, tak jakby był on najważniejszy i myślę, że ciężką pracą i właśnie może tym doświadczeniem, ten awans zdobędziemy.
Twój licznik w Radomiaku zatrzymał się na 139 meczach i 53 golach. Życzymy zdrowia aby ten dorobek tylko rósł.
- Chciałbym postrzelać tych goli więcej na wyższym poziomie i zapisać się fajnie w pamięci. Statystyki są fajne, ale to było w niższych ligach, a teraz myślę że jest to nowy etap. Priorytetem jest dla mnie okres przygotowawczy, bo ostatniego letniego można powiedzieć, że nie miałem z uwagi na kontuzje. Łapałem formę meczami na jesieni, dlatego najważniejsze żeby było zdrowie, bo jak ono będzie to jestem pewien, że ta gra będzie wyglądała dobrze.