Trudno wytłumaczyć dlaczego Radomiak nie wygrał, a przynajmniej nie zremisował wyjazdowego meczu w Krakowie.
Od pierwszego gwizdka sędziego wszystko układało się tak miało się układać. Niestety tylko do 45. minuty.
Zestawiając skład na pojedynek z Garbarnią trener Armin Tomala dokonał dwóch zmian w porównaniu do ostatniego meczu. Za kontuzjowanego Marcina Figla zagrał Mariusz Marczak, a miejsce Piotra Prędoty w ataku zajął Leandro.
Rozgrywane na ciężkim boisku spotkanie od początku toczyło się pod dyktando Radomiaka. Aż dziw brał, z jaką łatwością zieloni przedostawali się w pole karne rywala. Już w 2. minucie nasza drużyna mogła objąć prowadzenie, lecz Marcin Byszewski przestrzelił w dobrej okazji. Gospodarze w żaden sposób nie mogli poradzić sobie z Samuelsonem Odunką, ale na ich szczęście Nigeryjczyk nie potrafił dokładnie dograć piłki, by któryś z kolegów skutecznie wykończył akcję. Zawodnicy Garbarni swoje akcje próbowali konstruować po kontratakach, ale w większości z nich byli bezradni. W większości, nie znaczy we wszystkich. W 24. minucie pierwszy sygnał ostrzegawczy by nie lekceważyć rywala dał Sebastian Leszczak, który mijał jak tyczki piłkarzy Radomiaka i dopiero Piotr Banasiak wyciągnął zielonych z opresji. W 27. minucie zieloni wykonywali rzut wolny pośredni w narożniku pola bramkowego gospodarzy. Sławomir Pach zagrał do Mariusza Marczaka tak, że futbolówka minęła stojących w murze graczy z Krakowa i wystarczyło technicznym strzałem umieścić ją przy drugim słupku bramki. Popularny "Mario" uderzył jednak na siłę i piłka nieznacznie, bo nieznacznie, ale jednak minęła słupek. Z upływem kolejnych minut, im dłużej zieloni nie potrafili pokonać Roberta Widawskiego, w ich poczynania wkradała się niepotrzebna nerwowość i wzajemne pretensje, zamiast konsekwencja i determinacja do zdobycia gola. Drugi sygnał ostrzegawczy dla teamu ze Struga dał w 41. minucie Marcin Siedlarz, po którego strzale zza pola karnego piłka zatrzymała się na słupku bramki Banasiaka. Podopieczni Armina Tomali zareagowali momentalnie, ale znów tylko połowicznie dobrze. W 43. minucie Odunka zakręcił trzema zawodnikami gospodarzy, zagrał piętą na piąty metr do Marczaka, a ten zamiast do siatki trafił w nogi interweniującego Widawskiego. Czy to prawda, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić? No pewnie, że tak. Rzut rożny w pierwszej minucie doliczonego czasu gry do pierwszej połowy, główka Mateusza Brozia i Radomiak zamiast prowadzić 2:0, przegrywał 0:1. Jeden gol różnicy, to przed drugimi 45 minutami żadna przewaga, ale niestety zieloni nie potrafili dograć tej części gry i co gorsza sprezentowali rywalowi jeszcze jedną bramkę. W niegroźnej sytuacji przy wyprowadzaniu piłki Łukasz Wójcik zagrał zbyt mocno do Jacka Moryca, futbolówkę przejął Broź, popędził w stronę bramki, tam podał do nadbiegającego Siedlarza, a temu nie pozostało nic innego jak tylko wpakować ją do siatki. Dramat.
Można było się spodziewać, że na drugą odsłonę Radomiak wyjdzie podwójnie zdeterminowany i tak też było. Chwilę po wznowieniu gry zieloni, a konkretnie Piotr Wlazło mógł zdobyć gola, ale piłkę po jego strzale głową w ostatniej chwili zdołał wybić Widawski. Wielka szkoda tej sytuacji, ale mecz trwał dalej. W 49. minucie przed szansą pokonania golkipera Garbarni stanął Leandro, który będąc na jedenastym metrze od bramki nie potrafił wykorzystać dobrego dogrania Marczaka. Leo strzelił lekko, po ziemi, wprost w ręce bramkarza. W 59. minucie Radomiak wykonywał drugi w tym spotkaniu rzut wolny pośredni, tym razem z 14. metra od linii bramkowej. Mocne uderzenie Moryca przebiło się przez mur, do piłki najszybciej dopadł Marcin Byszewski i pokonał Widawskiego. Do końca meczu pozostawało wówczas ponad 30 minut, a zatem pojawiła się nadzieja na wywiezienie z Krakowa korzystnego rezultatu. Szkoleniowiec RKS-u wiedząc, że wciąż trzeba gonić wynik, a czasu co raz mniej, dokonywał zmian zwiększając atak. Otwarta gra naszego teamu mogła skończyć się utratą trzeciego gola w 66. minucie, ale na posterunku był Wójcik i zablokował piłkę. W 78. minucie Radomiakowi po raz kolejny zabrakło odrobiny precyzji. Kacper Wnuk kropnął zza pola karnego i wydawało się, że piłka wpadnie do bramki tuż przy słupku, ale niestety o milimetry minęła słupek od zewnętrznej strony. W ostatnich minutach gospodarze mądrze i skutecznie się bronili, nie pozwalając naszej drużynie na stworzenie jakiejś klarownej sytuacji i w konsekwencji tego dowieźli jednobramkowe prowadzenie do ostatniego gwizdka sędziego.
Można i trzeba czuć się zawiedzionym jeśli nie wygrywa, a przynajmniej nie remisuje się takiego pojedynku. W zdecydowanej większości to nie był zły mecz w wykonaniu naszego zespołu, ale trzeba pamiętać, że mecze wygrywa ten, który strzeli więcej goli, a nie ten, który ma więcej sytuacji, więcej posiadania piłki, czy teoretycznie lepszy skład. Wartość drużyny weryfikuje boisko, a to dziś zweryfikowało komplet punktów dla Garbarni. I to jest najważniejszy fakt, którego już nic nie zmieni.
Z jednej strony piłkarze Radomiaka mogą sobie pluć w brodę, że nie wykorzystują potknięć rywali i zamiast być na samym szczycie tabeli w chwili obecnej przesunęli się w kierunku środka, ale z drugiej strony chyba jednak byłoby to zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Jak pokazuje sześć dotychczas rozegranych kolejek, nasza drużyna nie jest żadnym wyjątkiem i absolutnie nie ma co spisywać jej na straty. Za chwilę Radomiak znowu może wygrać i znowu być w czubie. Póki co specyfika tej ligi jest taka, że każda drużyna może wygrać mecz bez względu na to czy gra z rywalem z góry czy z dołu tabeli. Jednoznacznego faworyta jak na razie brak, a zatem walczymy dalej.
W kolejnym meczu Radomiak podejmie przed własną publicznością Unię Tarnów, która z dorobkiem 13 punktów przewodzi ligowej stawce.
Garbarnia Kraków - Radomiak Radom 2:1 (2:0)
(Broź 45'+1, Siedlarz 45'+2 - Byszewski 59')
Garbarnia: Widawski - Haxhijaj, Piszczek, Pluta, Kalemba (20' Byrski), Rado (57' Chodźko), Uwakwe, Metz, Siedlarz, Leszczak (81' Stokłosa), Broź (79' Nwachukwu)
Radomiak: Banasiak - Wójcik, Moryc, Świdzikowski, Derbich, Odunka, Wlazło (57' Prędota), Pach, Marczak (62' Radecki), Byszewski (74' Wnuk), Leandro (74' Kornacki)
żółte kartki: Pluta, Uwakwe, Metz, Siedlarz - Marczak, Prędota, Radecki
sędziował: Marcin Szrek (Kielce)