Radomiak Vernera Liczki i GKS Katowice Jerzego Brzęczka staną w piątkowe popołudnie naprzeciw siebie by walczyć o awans do 1/16 finału Pucharu Polski. Co i kto łączy szkoleniowców obu zespołów?
Można powiedzieć, że to właśnie obecny szkoleniowiec Radomiaka a przed laty trener Wisły Kraków odkrył dla polskiej piłki Jakuba Błaszczykowskiego. Tym, który polecił Błaszczykowskiego na Reymonta był nie kto inny jak Jerzy Brzęczek, prywatnie wujek Kuby.
-
Akurat byliśmy na zgrupowaniu w Turcji i ostatniego dnia Grzegorz Mielcarski zaproponował lampkę wina. Zaprosił też Jurka Brzęczka, który również przebywał tam na obozie ze swoim zespołem. "Jak tam trenerze, wszystko w porządku?" – zapytał mnie. Odparłem, że szukam prawego pomocnika. "A ja mam dla pana takiego!" – odpowiedział. "A szybki jest?". "Bardzo szybki". "A umie grać jeden na jednego?". "Umie". Okazało się, że na myśli ma Kubę Błaszczykowskiego. Po powrocie do Polski zaprosiłem go na testy i już po godzinie treningu wiedziałem, że chcę go mieć. Kazałem mu wracać do Częstochowy po paszport, bo wylatywaliśmy na zgrupowanie na Cypr. Pojawił się tylko kłopot, że Cupiał go nie chciał, twierdząc, że po co Wiśle zawodnik z czwartej ligi. Ostatecznie dał się przekonać. Historia okazała się jak z bajki – Kuba wyleciał z nami jako zawodnik czwartoligowy, a wrócił jako ekstraklasowy. Miałem szczęście, że mogłem z nim pracować. Wielki profesjonalista - tak o sytuacji z Jakubem Błaszczykowskim mówił kila tygodni temu na łamach Przeglądu Sportowego trener Liczka.
A tak całą sytuacje na łamach Onetu w artykule "Błaszczykowski: diamencik z Truskolasów" wspominają ówczesny dyrektor Wisły Grzegorz Mielcarski i prezes Janusz Basałaj.
Grzegorz Mielcarski i Verner Liczka w rozmowie na stadionie Lecha w czerwcu 2005 roku
Jerzy Brzęczek dzwoni do swojego kolegi z boiska Grzegorz Mielcarskiego - ówczesnego dyrektora sportowego Wisły Kraków.
-
Powiedział, że ma dobrego chłopaka z czwartej ligi. Wzięliśmy go na testy. Jak mogłem nie ufać człowiekowi, z którym kilka dobrych lat spałem w jednym pokoju w klubie czy reprezentacji - wspomina Mielcarski.
19-latek zachwycił ówczesnego trenera Białej Gwiazdy, Vernera Liczkę, już na pierwszym treningu. O zdanie na temat "Błaszcza" zapytano jeszcze doświadczonych graczy Marcina Baszczyńskiego, Arkadiusza Głowackiego i Radosława Sobolewskiego. -
Bierzemy - odpowiedzieli.
-
Liczka miał oko. Powiedział, że zabiera chłopaka na obóz na Cypr. Wyjazd za trzy dni. Zapytałem, czy Kuba ma paszport. Miał, ale w Częstochowie. Czas gonił. Pojechał więc jakimś rzęchem, a na parkingu mercedesy, audice, porsche Radzia Majdana - opowiada były prezes Wisły Janusz Basałaj.
To był strzał w dziesiątkę. Kuba podczas obozu spisał się znakomicie. Nie było wątpliwości. Błaszczykowski podpisał pięcioletni kontrakt. -
Daliśmy za niego marne 70 tysięcy. Prezes KS Częstochowa poprosił żebym dorzucił jeszcze jakieś stroje i piłki. Zgodziłem się, a potem kurczę zapomniałem. Do dziś mam do siebie małe pretensje - przyznał Basałaj. 70 tysięcy za piłkarza, który dziś jest wart 60 milionów złotych.
-
Można powiedzieć, że dla nas to była jak wygrana na loterii. Wszystko dobrze się złożyło. Duże brawa dla trenera Liczki, który przez moment się nie zawahał. Nie marudził, że może chłopak wróci za pół roku, że w jego miejsce ma swojego człowieka. Od razu na niego postawił - dodaje Mielcarski.
Foto: WRO FOTO Media sport, wislakrakow.com