Wygraną 4:2 rozpoczął i zakończył 2018 rok Radomiak. Pierwsze pół roku nie było udane, bo została zaprzepaszczona kolejna szansa na awans, drugie należy zaliczyć zdecydowanie na plus.
Radomiak do wiosny przystępował z czwartej pozycji, ze stratą dwóch punktów do podium i taką samą przewagą nad piątym zespołem. Udane sparingi, nowi zawodnicy w tym nawet jeden z ekstraklasy miały pozwolić osiągnąć to, co nie udało się przed rokiem. Otwarcie nowego roku było obiecujące. Komplet punktów w dwóch pierwszych meczach i awans na podium. Niestety, z każdym tygodniem było coraz gorzej. Po bardzo słabych wynikach (jedno zwycięstwo w sześciu meczach) w kwietniu doszło do zmiany trenera. Z Klubem pożegnał się Jerzy Cyrak, a jego miejsce zajął ściągnięty zimą pierwszy zastępca, Grzegorz Opaliński. Prochu nie wymyślił, choć wejście miał mocne, bo Radomiak wygrał na boisku lidera w Jastrzębiu. Porażka w fatalnym stylu, a w zasadzie bez stylu kilkanaście dni później na ŁKS-ie przekreśliła na dobre szanse Radomiaka na podium, a ostatnią nadzieję odebrała później Warta Poznań i stało się jasne, że co najwyżej jak rok wcześniej pozostanie gra w barażach, ale i po to, co wydawało się, że jest na wyciągnięcie ręki, nie udało się sięgnąć. Bezbramkowy remis w Bełchatowie był "najlepszym" podsumowaniem przegranego sezonu. Radomiak dał się wyprzedzić beniaminkowi z Krakowa, nad którym w szczytowym momencie miał aż 16 punktów przewagi.
Latem doszło do kadrowej rewolucji. Sięgnięto też po kolejnego, szóstego w ostatnich czterech sezonach trenera. Tym razem z Siedlec do Radomia trafił Dariusz Banasik. Zieloni rozpoczęli sezon całkiem nieźle, od dwóch zwycięstw. Radomiak regularnie punktował przy Narutowicza, ale po wygranej w 2. kolejce w Chorzowie długo nie mógł sięgnąć po kolejny wyjazdowy komplet punktów. Było dobrze, ale brakowało właśnie punktów na wyjazdach. Lekką zadyszkę zieloni złapali na przełomie września i października, odpadając m.in. z Pucharu Polski z III-ligowcem ze Środy Wielkopolskiej. Pechowa dla naszego zespołu okazała się 13. kolejka, w której do Radomia przyjechał Widzew. Nasz zespół przestraszył się chyba samej nazwy klubu z Łodzi, bo tak naprawdę, to do czołowego II-ligowca ostatnich sezonów przyjechał co prawda lider, ale jednak beniaminek. Oczywiście Widzew był w tym meczu lepszy, ale nie na tyle, by z Radomia wyjechać z kompletem punktów, bo strzał Kristo nie był z kategorii tych nie do obrony, a Artur Haluch we wcześniejszych meczach radził sobie ze zdecydowanie trudniejszymi piłkami.
Po pierwszej i jak się okazało jedynej porażce przed własną publicznością Radomiak, wykorzystując przepisy zdecydował się odpocząć od grania i skupił się na ciężkiej, dwutygodniowej pracy. Ta przyniosła efekty, jakich chyba mało kto się spodziewał. Zieloni odpalili na dobre, nie przygrywając żadnego z ośmiu ostatnich meczów (sześć zwycięstw, dwa remisy). Bardzo dobra seria i jednocześnie zadyszka liderującego Widzewa sprawiły, że nasz zespół na finiszu pierwszej części sezonu wskoczył na sam szczyt tabeli.
Pytany kilka tygodni temu o realny plan na ten sezon trener spisujących się bardzo dobrze w tym sezonie siatkarzy Cerradu Czarnych Radom Robert Prygiel odpowiedział: "Nie mamy takiego planu, mamy marzenia". Miejmy nadzieję, że takie samo podejście jest w Radomiaku. My, kibice, też mamy marzenie, by Radomiak wrócił tam, gdzie jest jego miejsce, bo jak słusznie zauważył po niezbyt długim pobycie w Radomiu na ostatniej konferencji trener Banasik: "Radom zasługuje na piłkę na I-ligowym poziomie".
W 2018 roku Radomiak rozegrał w sumie 36 meczów, z których wygrał 18, przegrał 10, zremisował 8. Na 18 meczów przy Narutowicza zieloni wygrali aż 13, przegrali tylko 2, zremisowali 3.
RAZEM: 36 - 62 - 18/8/10 - 72-34
DOM: 18 - 42 - 13/3/2 - 52-15
WYJAZD: 18 - 20 - 5/8/5 - 20-19