Z deszczowego tym razem Elbląga nie udało się piłkarzom Radomiaka przywieźć nawet punktu. Taktyka skomasowanej obrony okazała się skuteczniejsza.
Do rywalizacji z Olimpią zieloni przystąpili bez kontuzjowanych Piotra Prędoty i Kabira Ojikutu, chorego Jakuba Cieciury oraz pauzującego za żółte kartki Mateusza Radeckiego. Na prawą stronę obrony trener Janusz Niedźwiedź desygnował Aleksieja Dubinę, zaś do środka pola powrócił Piotr Wlazło.
O tym, że elblążanie to specyficznie grający zespół pisaliśmy w przedmeczowej zapowiedzi, ale pierwsze minuty spotkania tego nie potwierdzały. Gospodarze nie zamknęli się na swojej połowie, lecz starali się szybko odebrać piłkę i ruszyć z kontratakiem. To udało się im w 9. minucie, kiedy po dośrodkowaniu z lewej strony boiska w dogodnej sytuacji znalazł się Kiriłł Raduszko. Zawodnik Olimpii domknął akcję, ale jego strzał był niecelny. Niestety dla Radomiaka, w kolejnych minutach miejscowi coraz bardziej cofali się do tyłu, aż w końcu ustawili w okolicach własnego pola karnego dziesięcioosobową obronę, nie do przejścia dla większości drużyn. Zieloni osiągnęli zdecydowaną przewagę w posiadaniu piłki, starali się grać kombinacyjnie, często gościli w polu karnym przeciwnika, ale zarówno Leandro, Odunka, Puton, Figiel czy Wlazło, nie mogli znaleźć sposobu na pokonanie Aleksieja Rogaczowa. Być może jednym z takich sposobów byłyby strzały z dystansu, których nasza drużyna oddawała zbyt mało.
Od początku drugiej odsłony Radomiak jeszcze zwiększył swoją przewagę i Olimpia zaczęła mieć problemy z powstrzymywaniem ataków. Zawodnicy z Elbląga zaczęli uciekać się do zagrań kwalifikowanych na żółte kartki oraz wybijania futbolówki na oślep, byle dalej od własnego pola karnego. W 52. minucie w szesnastkę rywala wpadł z piłką Marcin Figiel, a ta przy próbie odebrania jej naszemu zawodnikowi przez Witalija Nadijewskija trafiła w jego rękę, ale mimo protestów zielonych, zdaniem sędziego o rzucie karnym nie było mowy. W 61. minucie indywidualną akcją ponownie popisał się "Figo", który przebiegł z futbolówką przy nodze pół boiska, a następnie oddał płaski strzał w kierunku dalszego słupka. Na nieszczęście piłka o centymetry minęła światło bramki. Chwilę później o zagraniu od Piotra Wlazły, zaskoczyć Rogaczowa próbował Krystian Puton. Skrzydłowy RKS-u ładnie złożył się do woleja, ale i tym razem piłką minęła bramkę. Na domiar złego w 66. minucie gospodarze wykorzystali zbyt wysokie ustawienie naszego zespołu, zagrali długą piłkę w kierunku Raduszki, ten samotnie popędził z nią w stronę bramki i w sytuacji sam na sam pokonał Dominika Budzyńskiego. Choć Radomiak zupełnie nieoczekiwanie stracił gola, to jego gra napawała nadzieją, że co najmniej do wyrównania jeszcze w tym spotkaniu dojdzie. Trener Niedźwiedź nie czekał długo z reakcją i zdjął z boiska jednego z dwójki defensywnych pomocników - Sławomira Pacha - a do walki posłał Kacpra Wnuka. Napór zielonych nie słabł, radomianie często atakowali większością zawodników, zostając w defensywie jednym, dwoma graczami, co z kolei stwarzało dodatkowe okazje dla elblążan. Gospodarze ruszyli z dwoma, trzema kontratakami, ale bez większej wiary a w konsekwencji bez powodzenia. Radomiak szukał każdego możliwego sposobu by dobrać się wreszcie do szczelnej defensywy miejscowych. W 80. minucie zza pola karnego przymierzył Wnuk, ale i on w sobotnie popołudnie pozbawiony był szczęścia, bowiem po rykoszecie futbolówka spadła wprost do rąk leżącego już na murawie bramkarza Olimpii. Kilkadziesiąt sekund później w pole karne wpadł Leandro i przy próbie zagrania wzdłuż bramki trafił piłką w rękę Rafała Pietrewicza, ale o podyktowaniu rzutu karnego przez sędziego z Gdańska również w tej sytuacji oczywiście nie mogło być mowy. Nasza drużyna do ostatniej sekundy z wiarą starała się odwrócić losy pojedynku. Już w doliczonym czasie gry najpierw z dystansu huknął Wlazło - Rogaczow zdołał odbić piłkę, następnie na linii strzału do siatki oddanego przez Wnuka znalazł się Oleg Ichim, a na sam koniec po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Marcinowi Figlowi zabrakło jednego kroku by wepchnąć piłkę do bramki.
Jak zaznaczyliśmy na wstępie, w sobotę w deszczowym Elblągu zwyciężyła taktyka skomasowanej obrony i trudno nie zgodzić się ze szkoleniowcem Olimpii Olegiem Raduszko, że jest to taktyka skuteczna. Jego drużyna z dorobkiem 44 punktów (10 zwycięstw i 14 remisów) zajmuje niezłe szóste miejsce, jest ekipą - owszem - z najmniejszą ilością straconych goli, ale również z najmniejszą ilością strzelonych. Skuteczne może to i jest, ale przyjemne dla oka kibica na pewno nie. I nie chodzi tu o szukanie usprawiedliwień porażki Radomiaka, bo każdy kibic, który oglądał to spotkanie przyznałby, że przynajmniej jeden punkt należał się zielonym za postawę w tym spotkaniu jak psu buda. W piłce jednak za wrażenia artystyczne punktów nie przyznają, dlatego też tym razem górą Olimpia.
Radomiakowi nie pozostaje natomiast nic innego jak odbić ostatnie niepowodzenia przed własną publicznością. W sobotę o godzinie 18:00 na stadionie przy ulicy Struga 63 zieloni zmierzą się z preferującą bardzo ofensywny futbol, zajmującą drugie miejsce w tabeli Puszczą Niepołomice. Już teraz serdecznie wszystkich zapraszamy na ten mecz.
Olimpia Elbląg - Radomiak Radom 1:0 (0:0)
(Raduszko 66')
Olimpia: Rogaczow - Ressel, Ichim, Lewandowski, Nadijewskij, Raduszko (88' Sedlewski), Molga (58' Kopycki), Pietrewicz, Graczyk, Skokowski (90' Broniarek), Kołosow
Radomiak: Budzyński - Dubina (73' Wójcik), Ciach, Świdzikowski, Derbich (83' Kornacki), Odunka, Wlazło, Pach (68' Wnuk), Figiel, Puton, Leandro
żółte kartki: Lewandowski, Nadijewskij - Dubina, Figiel, Ciach
sędziował: Tomasz Tobiański (Gdańsk)