Gra o wszystko toczy się dalej. Już w środę Radomiaka czeka wyjazd do Łodzi na mecz z ŁKS. Jak ważne jest to spotkanie dla jednych i drugich, wystarczy jedynie spojrzeć w ligową tabelę. Początek hitu o godz. 17:30.
Oba zespoły na ten moment mają po 50 punktów, ale ŁKS rozegrał jeden mecz mniej. Co ciekawe, bilans bramkowy jednych i drugich na ten moment to +15 goli.
Można powiedzieć, że oba zespoły do środowego spotkania przystąpią trochę w odmiennych nastrojach. Radomiak wygrał dwa ostatnie mecze, a ŁKS dwukrotnie stracił punkty. W sobotę bezbramkowo zremisował w Puławach, a cztery dni wcześniej w zaległym meczu musiał uznać wyższość "Stalówki".
Łodzianie wiosną na własnym stadionie wygrali tylko raz, pokonując w meczu na szczycie Wartę Poznań 2:0, po golach najlepszego strzelca, Jewhena Radionowa (12 bramek).
Na finiszu rozgrywek, gdzie gra toczy się o wszystko, nie będzie już łatwych meczów. W środę szykuje się prawdziwa wojna. Gospodarze będą niesieni dopingiem ponad 4 tysięcznej widowni, ale skoro łódzki stadion w 1984 roku uciszył Mirosław Sajewicz, w 2006 roku Maciej Terlecki, to czemu ma się to nie powtórzyć po raz trzeci?
Radomiak przy alei Unii Lubelskiej zagra bez Michała Grudniewskiego, który w meczu ze Zniczem obejrzał czwartą żółtą kartkę i czeka go pauza. Zapewne żadnej niespodzianki nie będzie i po dwóch meczach w roli rezerwowego do wyjściowego składu wróci kapitan Maciej Świdzikowski.
Jesienny mecz przy Narutowicza, który z różnych względów był najlepszym widowiskiem jesienią i obejrzało go ponad 4 tysiące widzów, zakończył się remisem 1:1. Zieloni od 52. minuty prowadzili 1:0 po samobójczym trafieniu Bartosza Widejko, ale w końcówce dali sobie wydrzeć zwycięstwo, trąc gola w 83. minucie.