W anormalnych warunkach i przy pustych trybunach przyszło rywalizować piłkarzom Radomiaka i Olimpii Elbląg.
Z racji, że zawodnicy obu drużyn nie byli w stanie skutecznie konstruować akcji, a co za tym idzie nie stwarzali wielu okazji bramkowych, tym razem pomeczowa relacja będzie bardzo zwięzła.
Po kilkudziesięcio minutowych pertraktacjach czy mecz ma się odbyć czy też nie, po tym jak zawodnicy rozgrzewali się, schodzili do szatni, znowu się rozgrzewali, znowu schodzili do szatni, ostatecznie zdecydowano, że pojedynek rozpocznie się z półgodzinnym opóźnieniem. Zdaniem obu drużyn - naszym zresztą również - granie na zupełnie nieprzygotowanym (choć częściowo odśnieżonym) boisku nie miało żadnego sensu, no ale siły wyższe...
Skoro nakazano grać, to piłkarze ruszyli do walki. Od początku, zdecydowanie lepiej na tym bajorze radzili sobie podopieczni Armina Tomali. Na skrzydle szalał Marcin Byszewski i w 16. minucie po akcji z Marcinem Figlem wyłożył piłkę na 11. metr do nadbiegającego Samuelsona Odunki, ten strzelił bez przyjęcia, ale niestety futbolówka zatrzymała się na stojącym w świetle bramki obrońcy z Elbląga. W 18. minucie zieloni powinni objąć prowadzenie, ale sytuacji sam na sam z Aleksiejem Rogaczowem po dośrodkowaniu Byszewskiego i minięciu się z piłką stopera Olimpii nie wykorzystał Piotr Prędota. Szkoda, ponieważ w takich warunkach każda stworzona sytuacja była na wagę złota. W 23. minucie po starciu Byszewskiego z Witalijem Nadijewskim, temu drugiemu puściły nerwy i za niesportowe zachowanie, sędzia z Katowic musiał usunąć go z boiska. Grający z przewagą jednego zawodnika nasz zespół praktycznie nie schodził z połowy Olimpii, ale konstruowanie akcji mając przeciw sobie nie tylko rywala, lecz również robiącą niespodzianki piłkę, wiatr, deszcz i przede wszystkim śnieżną papę pod stopami nie jest łatwo.
Druga połowa niewiele różniła się od tej pierwszej, co zresztą nie mogło dziwić. Z każdą kolejną minutą mieliśmy coraz mniejszą nadzieję, że Radomiak zdoła wepchnąć tę jedną bramkę i zainkasuje trzy punkty. Tak się jednak nie stało, ale do zawodników nie można mieć w tym przypadku żadnych pretensji. Starali się oni jak tylko mogli, lecz "głową muru nie przebijesz". Co więcej, mało brakowało, a z kompletem punktów z Radomia mogliby wyjechać goście. W 79. minucie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego i zamieszaniu w polu karnym Marcina Matysiaka, Anton Kołosow wbił piłkę do siatki, jednak gol nie został uznany, bowiem arbiter dopatrzył się przewinienia na golkiperze zielonych. Czy słusznie? Kwestia do dyskusji, ale skoro sędzia gwizdnął, to nie ma odwołania. To w zasadzie tyle jeśli chodzi o ten mecz, zaś do wydarzeń około meczowych może jeszcze wrócimy w osobnym artykule.
Radomiak z Olimpią podzielili się punktami i nigdy nie dowiemy się jakby potoczyły się losy tej rywalizacji, gdyby toczona ona była na zielonej murawie. Szkoda.
Kolejne spotkanie nasz zespół rozegra w następną sobotę w Niepołomicach z miejscową Puszczą. Zachęcamy kibiców do zapisów i autokarowego wyjazdu na ciężki teren pod Kraków!
Radomiak Radom - Olimpia Elbląg 0:0
Radomiak: Matysiak - Dubina, Ojikutu, Świdzikowski, Nowak, Byszewski (77' Radecki), Wlazło, Pach (74' Marczak), Figiel (77' Kaliszewski), Odunka (69' Puton), Prędota
Olimpia: Rogaczow - Ressel, Ichim, Lewandowski, Paprocki, Sedlewski, Scherfchen, Kołosow, Ślifirczyk (27' Bobek), Lubenow (46' Taibow), Nadijewskij
żółte kartki: Byszewski
czerwone kartki: Nadijewskij
sędziował: Marcin Bielawski (Katowice)