Pojedynek, który rozgrywany był na Stadionie Miejskim (tam gdzie na co dzień swoje mecze rozgrywa lokalny rywal Resovii - Stal) w zasadzie od początku toczył się pod dyktando drużyny miejscowych. To nie Radomiak, a Resovia dłużej utrzymywała się przy piłce i sprawiała wrażenie lepiej dysponowanej. Mimo to, nie stwarzała ona większego zagrożenia pod bramką Władysława Siamina.
Dopiero w 17. minucie strzał głową oddał Wiesław Kozubek, ale posłał piłkę nad poprzeczką. Mecz tak na dobre rozpoczął się w 24. minucie, kiedy to błąd, a raczej prezent od Radomiaka po złym zagraniu Samuelsona Odunki, wykorzystał w sytuacji sam na sam z Siaminem Michał Ogrodnik. Niesieni dopingiem swoich kibiców gospodarze poszli za ciosem i od 31. minuty prowadzili już 2:0. Strzał życia lewą nogą spod linii bocznej boiska oddał Ogrodnik i piłka wylądowała w okienku bramki Radomiaka. Nasza drużyna wyglądała na bardzo zagubioną i chyba tak w gruncie rzeczy było, bowiem Resovia stwarzała sobie kolejne dogodne sytuacje, a zieloni niczym nie przypominali drużyny z poprzednich meczów.
Na drugą połowę trener Armin Tomala desygnował do gry Mateusza Radeckiego w miejsce zgłaszającego uraz Sławomira Pacha oraz Piotra Kornackiego za Marcina Byszewskiego. Wypełniający mozolnie sektor gości kibice Radomiaka z pewnością liczyli, że podrażniony Radomiak ruszy do odrabiania strat. I przez pierwsze 60 sekund tak to wyglądało. Niestety już pierwszy stały fragment w tej części gry przyniósł kolejnego gola dla Resovii. Marcin Juszkiewicz w 47. minucie bezpośrednim strzałem z rzutu wolnego pokonał Siamina, który w tej sytuacji mógł zachować się zdecydowanie lepiej i mając piłkę niemal na rękach nie dopuścić by ta zatrzepotała w siatce. O ile przy dwubramkowej stracie Radomiak mógł jeszcze coś zdziałać, o tyle trzeci cios w zasadzie rozstrzygnął ten mecz.
Choć wynik dla naszej ekipy był wybitnie niekorzystny, zieloni nie rezygnowali. W 52. minucie bliski szczęścia był Piotr Prędota, ale piłka po jego strzale z ostrego kąta przeleciała tuż obok słupka. O sporym pechu może mówić również Marcin Figiel, który w 55. minucie posłał futbolówkę w poprzeczkę. Tymczasem w 62. minucie zamiast bramki dla Radomiaka, mieliśmy czwartego gola dla Resovii. Po rozegraniu rzutu rożnego Dariusz Brągiel precyzyjnym strzałem umieścił piłkę w siatce. Dla teamu ze Struga chyba najlepiej by było gdyby ten pojedynek już się zakończył, bowiem łatwość z jaką rzeszowianie dochodzili do kolejnych sytuacji była niewiarygodna. W 83. minucie ponownie źle między słupkami spisał się Siamin, który wybił piłkę wprost pod nogi Damiana Buczyńskiego, a temu nie pozostało nic innego jak tylko wpakować ją do bramki. Dramat Radomiaka trwał i chyba tylko brak koncentracji w samej końcówce u zawodników gospodarzy uchronił zielonych od jeszcze większego blamażu.
Co stało się z drużyną Radomiaka w sobotę w Rzeszowie? Na to pytanie muszą odpowiedzieć sobie sami zawodnicy i sztab szkoleniowy, bowiem przegrać taki mecz, w takim stylu, czymś naturalnym nie jest. Miejmy nadzieję, że była to dobra lekcja na przyszłość.