Oto co po sobotnim meczu Radomiaka z Ruchem Chorzów powiedzieli trenerzy obu zespołów, Dariusz Banasik i Marek Wleciałowski.
Marek Wleciałowski (Ruch): - Spotkały się dziś dwa zespoły, które chciały po prostu pograć w piłkę, były nastawione na to, by w kombinacyjnej grze znaleźć przewagę i pokonać przeciwnika. To takie moje pierwsze odczucie i towarzyszyło mi ono niemalże przez całe spotkanie. Wiemy, że piłka nożna to gra błędów i w kategorii tych bardzo kosztownych my popełniliśmy o dwa za dużo. Mam tu na myśli czerwoną kartkę i stratę bramki na 1:0. W taki, a nie inny sposób ten mecz się otworzył i później trwał praktycznie do samego końca. Żałuję, że nie graliśmy 11 na 11, by z tak dobrą drużyną, jak Radomiak powalczyć o coś więcej niż tylko o kilka takich sytuacji, które mogły się zakończyć bramką czy powiedzmy poszukaniem swojej szansy. Myślę, że inaczej wyglądałby ten mecz, gdybyśmy grali w pełnym składzie.
Dariusz Banasik (Radomiak): - Jeśli chodzi o przebieg meczu to praktycznie zgadzam się z tym, co powiedział trener gości, bo też uważam, że spotkały się dwa zespoły, które chciały grać w piłkę. Dobrze wiemy, że nam z takimi zespołami gra się bardzo dobrze. Lubimy, jak przeciwnik operuje piłką, gra futbol bardziej techniczny niż fizyczny i wiedzieliśmy, że Ruch tak będzie grał. Ruch to dobra drużyna, która przyjechała tu po dwóch zwycięstwach, pokazała się z dobrej strony i wcale łatwo nie było.
Niesamowity wpływ na przebieg meczu miała czerwona kartka z 2. minuty. My już to przeżyliśmy w meczu z GKS Bełchatów, kiedy graliśmy w osłabieniu. To jest duży problem, kiedy trzeba grać praktycznie 90. minut w osłabieniu, a dodatkowo, gdy gra się na wyjeździe. Bieganie, przesuwanie, ustawienie taktyczne. Pierwszą bramką zdobyliśmy po stałym fragmencie gry. Analizowaliśmy ustawienie przeciwnika przy stałych fragmentach, wiedzieliśmy, że jest tam trochę błędów i udało się to wykorzystać. Szkoda, że jeszcze przed przerwą nie wpadła druga bramka, bo mięliśmy zdecydowaną przewagę i mogliśmy ten mecz już zamknąć. Najbardziej żałuję sytuacji z 44. minuty, kiedy Bruno Luz mógł podać do Leo i ten by wyszedł sam na sam. Przy wyniku 1:0 Ruch miał swoje szanse m.in. po stałym fragmencie, czy w końcówce, gdy na bramkę uderzał Kędziora. Choć dość dużo utrzymywaliśmy się przy piłce, operowaliśmy nią, to prowadząc 1:0, wcale nie byłem spokojny o przebieg meczu. Zawodnicy, którzy weszli na boisko, czyli Sokół, Mikita czy Filipowicz szarpnęli naszą grę, przez co oddaliśmy niebezpieczeństwo od naszej bramki. Cieszymy się z trzech punktów, z kolejnego zwycięstwa. Czekają nas teraz dwa dosyć trudne spotkania z GKS Bełchatów i Olimpią Grudziądz.