Nie doczekali się zwycięstwa Radomiaka w ostatnim meczu ligowym sezonu 2017/2018 rozgrywanym na stadionie przy Narutowicza kibice zielonych. Wiara w końcowy sukces wśród wielu wciąż jednak pozostaje.
Frekwencja w sobotnie popołudnie na kolejnym tzw. "meczu o wszystko" była jedną z mniejszych w kończącym się już sezonie. Piłkarze nie mogli jednak narzekać na brak dopingu. Ten pojawił się w zasadzie od początku spotkania. Na trybunie od parku zawisło kilka flag: WARCHOŁY, RKS 1910, QUORUM MANIPULUS, NIEŚMIERTELNI, ULTRAS, ZDZISŁAW RADULSKI, EKIPA SPOD GOŁĘBNIKA, CHWDP i ULTRAS RADOMIAK.
Ci, którzy zdecydowali się stawić na trybunach, chyba nie spodziewali się, że po kolejnych zapowiedziach płynących ze strony Klubu o walce na całego i grze do końca, w rywalizacji z bądź co bądź już spadkowiczem do III ligi, to właśnie goście z Puław pierwsi strzelą gola. Tak się jednak stało i spowodowało to - szczególnie na trybunie od Narutowicza - lekkie wzburzenie. Całe szczęście dość szybko wyrównał Leandro, a poczynania zawodników wreszcie zaczęły przypominać mecz o coś.
Wszystkie gole w tym spotkaniu padły w pierwszej połowie. Dwa z nich strzelił Radomiak a dwa piłkarze Wisły. Mecz nie został rozstrzygnięty, nie pomogło nawet gromie RADOMIAK! RADOMIAK! wydobywające się z chyba wszystkich gardeł na stadionie w końcowym fragmencie pojedynku. Lepszy to jednak wynik dla naszej drużyny, bowiem dzięki także remisowi w Krakowie, podopieczni trenera Opalińskiego zachowali szansę na zajęcie 4. miejsca w tabeli bez oglądania się na Garbarnię. Wisła zaś nie wygrywając w Radomiu, spadła do III ligi.
W najbliższą sobotę ligowe ostatki w Bełchatowie. Trzeba jechać, a co będzie? Musi być dobrze.