Radomiak Radom - KS Paradyż 1:2 (1:2)

Mimo ambitnej gry do końca spotkania piłkarze Radomiaka nie wiedzieć czemu polegli dziś w zaległym meczu 3. kolejki z KS Paradyż 1:2. Naszym zdaniem o zwycięstwie gości zadecydowała chwila dekoncentracji w defensywie zielonych, fatalny błąd Borkowskiego oraz zupełny brak szczęścia pod bramką Paradyża.

Mecz zapowiadał się bardzo ciekawie z tego względu, iż dzisiejsi rywale Radomiaka do tej pory nie stracili żadnej bramki i wygrali wszystkie trzy mecze. Mimo fatalnej pogody na trybuny stadionu przy Struga wybrali się jednak najwierniejsi fani, żeby pomóc drużynie w odniesieniu sukcesu. Niestety ? zawiedli się.

O pierwszej połowie można powiedzieć jedynie tyle, że się odbyła. Sytuacji bramkowych było jak na lekarstwo. Więcej z gry mieli radomianie, ale nie potrafili udokumentować tego golem. W 20 minucie szczęścia strzałem z ostrego kąta próbował Kowalczyk ? piłka trafiła w boczną siatkę. Pod koniec pierwszych 45 minut dobrą okazję miał Walkiewicz, lecz jego strzał z głowy po wrzutce Wachowicza kompletnie mu nie wyszedł. Piłka zamiast w stronę bramki poleciała wysoko w górę. Jak się później okazało były to niestety dobre, złego początki.

Początek drugiej połowy gospodarze przespali, co skończyło się dla nich stratą bramki. W 49 minucie niezdecydowanie Pacana i Borkowskiego wykorzystał Hoderko, który nie czekał, aż piłkę wybije któryś z radomian tylko wepchnął ją do siatki. Gol ten podziałał mobilizująco na zawodników Radomiaka, którzy od razu rzucili się do odrabiania strat.

W 52 minucie rzut wolny z okolicy 18-19 metrów wykonywali gospodarze. Na bezpośredni strzał po ziemi zdecydował się kapitan Zbigniew Wachowicz. Piłka obok muru, tuż przy słupku wturlała się do siatki. Radość na trybunach. 1:1 i mecz się zaczyna od początku.

Radomiak nie zrezygnował z dalszych ataków. Kolejne minuty to wręcz miażdżąca przewaga zielonych. Zarówno kibice jak i piłkarze przecierali oczy ze zdziwienia, że piłka jeszcze nie znalazła drogi do siatki. Trzeba podkreślić, że fantastycznie w bramce spisywał się golkiper Paradyża, który niejednokrotnie dokonywał wręcz cudów. M. in. w 60 minucie, kiedy to po strzale głową Kowalczyka z 5 metrów! wybił piłkę z linii bramkowej.

Kiedy wydawało się, że uzyskanie prowadzenia przez Radomiaka jest kwestią czasu, goście wyprowadzili zabójczą kontrę. W okolicach pola karnego Dziubie dał się minąć Wachowicz, którego tak zaasekurował Borkowski, że niepotrzebnie (podobnie jak w meczu ze Stalą Głowno) wyszedł daleko przed bramkę i dał się przelobować. Konsternacja na trybunach stadionu.

Mimo straconej bramki obraz gry nie uległ zmianie. To Radomiak był stroną przeważającą i to Radomiak powinien strzelić choćby jeszcze jedną bramkę. Tak się jednak nie stało, ale okazji ku temu nie brakowało. Piłka jak zaczarowana trafiała to w słupki to w obrońców gości stojących na linii bramkowej czy w samego bramkarza. Do końca meczu wynik się nie zmienił i zieloni musieli przełknąć gorycz porażki.

Nie ma się jednak co załamywać, gdyż sezon jest długi i wszystko jeszcze może się zdarzyć. Za nami dopiero 4. kolejka. A już w najbliższą niedzielę mecz w ramach 5. kolejki Radomiak rozegra również u siebie o godzinie 17:00 z Nadnarwianką Pułtusk.

Radomiak Radom: Borkowski - Lewandowski M. (50' Błażejewski), Pacan, Skórnicki, Wachowicz - Walkiewicz, Kacprzak (78' Michalski), Terlecki, Barzyński (58' Kaczmarek) - Kowalczyk (72' Sadowski), Dukalski

Paradyż: Bilski - Olszewski, Rogalski, Matuszczyk, Hoderko, Mikołajczyk (46' Małkowski), Kubiak, Zawistowski, Ryński, (76' Wolski), Pietrzak (84' Zimoch), Dziuba.

Żółte kartki: Kacprzak, Wachowicz, Terlecki - Matuszczyk, Małkowski, Zawistowski

Sędziował: Paweł Płoskonka (Tarnów)

rozprowadzono biletów: 1432