Jak na jubileuszowy rok przystało, pierwsze półrocze 2010 było szczególne dla Radomiaka. Nie często się bowiem zdarza, aby w jednym sezonie, sportowy awans zanotowały niemal wszystkie zespoły danego klubu. Do pełni szczęścia zabrakło tylko jednego, ale chyba najważniejszego, czyli awansu pierwszego zespołu do II ligi. Było bardzo blisko, walka trwała do ostatniej III-ligowej kolejki, ale tym razem musimy obejść się smakiem.
Po wywalczeniu przez Radomiaka w ubiegłym sezonie awansu do III ligi, wszyscy sympatycy teamu ze Struga liczyli, marzyli i wierzyli, że w roku jubileuszowym zieloni zrobią kolejny krok do przodu w hierarchii ligowej i awansują do rozgrywek centralnych, czyli II ligi. Taki zresztą był cel na sezon 2009/2010.
Jednak już początek letniego okresu przygotowawczego przyniósł nerwową atmosferę w klubie. Władze Radomiaka nie mogły dojść do porozumienia w sprawie nowych warunków umowy z trenerem Zbigniewem Wachowiczem, w efekcie czego dokonano zmiany na ławce trenerskiej. Sięgnięto po Jerzego Rota, dla którego był to powrót po siedmiu latach na przysłowiowe stare śmieci. Jak sam podkreślał nowy wówczas szkoleniowiec zielnych, długo nie zastanawiał się nad propozycją Radomiaka, bo takiej firmie po prostu się nie odmawia. Zaznaczał jednocześnie, że nie przyszedł do Radomiaka aby być jakimkolwiek hamulcem. Jak się później okazało, tak właśnie było...
W samym zespole też zaszło kilka istotnych zmian. Z drużyną pożegnali się doświadczeni Andrzej Bednarz i Cezary Czpak, a Jakuba Studzińskiego z gry wyeliminowała kontuzja wiązadeł w kolanie. Na Struga ściągnięto za to jednego z najlepszych napastników na Mazowszu, Krzysztofa Wierzbę z rezerw płockiej Wisły, Dawida Salę z Ruchu Radzionków, Klaudiusza Łatkowskiego z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, Macieja Świdzikowskiego z Legii Warszawa ME i perspektywicznego młodziana Szymona Kurbiela z IV-ligowej Szydłowianki. Na gwałt poszukiwano także zmiennika dla Piotra Banasiaka. Ostatecznie zdecydowano się na Mirosława Kuczerę z Ruchu Radzionków. W trakcie rozgrywek do drużyny dołączyło również dwóch młodzieżowców rodem z Radomia. Byli to Maciej Woźniak z Lecha Poznań ME i Piotr Kornacki z GKS Bełchatów ME.
Po niezbyt rewelacyjnych wynikach w meczach kontrolnych i płynących po nich głosach krytyki, przyszedł wreszcie czas na inauguracyjny mecz ze Stalą Niewiadów. Przy pięknej słonecznej pogodzie i wypełnionych po brzegach trybunach zieloni robili rywala 5:0 i wydawało się, że Radomiak pod wodzą trenera Jerzego Rota wreszcie odpalił. Niestety było zupełnie inaczej. Trzy kolejne mecze i trzy porażki z SMS Łódź, Legionovią Legionowo i KS Piaseczno (w tym dwie ostatnie w doliczonym czasie gry) sprawiły, że atmosfera na Struga, a w zasadzie jej brak był widoczny aż nadto. Lawina negatywnych głosów spłynęła na działaczy, za całe zło obwiniany i wyzywany od najgorszych był trener, a wśród piłkarzy, szczególnie na boisku nie było widać żadnej współpracy. Wygrane po 1:0 na własnym boisku z Włókniarzem Zelów i Wisłą Płock oraz remis w Siedlcach w zasadzie nic nie zmieniły. Czarę goryczy przelała porażka w fatalnym stylu w Nadarzynie, po której Jerzy Rot postanowił podać się do dymisji. Swoją decyzję argumentował brakiem poparcia kibiców, którzy w zdecydowanej większości traktowali go jako hamulec rozwoju Radomiaka, którym on sam nie chciał i nie miał zamiaru być.
Obowiązki pierwszego trenera powierzono asystentowi Rota, Arkadiuszowi Grzybowi. Działacze rozglądali się za nowym szkoleniowcem z tzw. nazwiskiem i doświadczeniem, a tymczasem duet trenerski Grzyb-Jankowski notował co raz to lepsze wyniki. Zieloni do końca rundy jesiennej nie przegrali już żadnego spotkania i zakończyli pierwszą część sezonu na trzecim miejscu w tabeli ze stratą siedmiu punktów do lidera. Wspólny język z zawodnikami, pełna współpraca i zaufanie, dobra atmosfera w drużynie, a przede wszystkim korzystne rezultaty Radomiaka sprawiły, że kierownictwo klubu zdecydowało na stałe powierzyć funkcję pierwszego szkoleniowca Arkadiuszowi Grzybowi, a asystenta Pawłowi Jankowskiemu. Pomimo siedmiopunktowej straty na półmetku rozgrywek cel - awans do II ligi - nie zmieniał się.
Brak przede wszystkim doświadczonego gracza w defensywie, który wypełniłby lukę po Andrzeju Bednarzu był jesienią aż nadto widoczny. Do środka pola trzeba było znaleźć zastępcę Piotra Wlazło, który postanowił przenieść się do Widzewa. Obsadzenie tych dwóch pozycji było priorytetem jeśli chodzi o ruchy transferowe zimą. Działacze Radomiaka wraz ze szkoleniowcami zdecydowali się postawić się na graczy II-ligowego Hetmana Zamość, Marcina Grunta i Michała Skórskiego. Do drużyny dołączył także lewy obrońca z IV- ligowej Mszczonowianki, Dariusz Rolak, a po kontuzji do gry wrócił bramkarz Jakub Studziński. Przede wszystkim dobre występy w okresie przygotowawczym przeciwko rywalom z wyższej półki miały być zwiastunem skutecznej walki Radomiaka o ligowe punkty na wiosnę, która miała zostać ukoronowana awansem do II ligi.
Niestety, długo wyczekiwany pierwszy mecz o punkty z SMS Łódź skończył się blamażem. Remis przed własną, licznie zgromadzoną publicznością uzyskany z drużyną grającą przez 45 minut w osłabieniu był tak naprawdę porażką. Piłkarze zielonych w pełni zrehabilitowali się tydzień później w Legionowie, gdzie po bardzo dobrej grze wygrali 4:0 z zawsze niewygodną Legionovią. W następnej kolejce, kibice którzy wypełnili po brzegi stadion przy ulicy Struga, po raz kolejny przeżyli wielki zawód. Radomiak w jednym z najważniejszych meczów w sezonie przegrał 1:2 z wiceliderem tabeli, KS Piaseczno. Tylko 45 minut przyzwoitej gry po przerwie okazało się za mało na rywala, który nie grał może wielkiej piłki, ale jeszcze przed przerwą bezlitośnie wykorzystał dwa prezenty od zielonych i prowadził już 2:0. Tłumaczenia o spętanych nogach, presji i tym podobnych rzeczach niewielu jednak przekonywały, bowiem nic innego jak właśnie gorący doping i wsparcie własnej publiczności powinno być największym atutem Radomiaka w spotkaniach przy Struga. Nie takiego początku wiosny się spodziewano. Znaczna części nazwijmy to "kibiców" już w tym momencie - mimo że do końca sezonu pozostało wiele kolejek - spisała sezon na straty. Z kolei piłkarze zapewnili włodarzy klubu, że są w stanie wygrać wszystkie spotkania do końca sezonu, odrobić wynoszącą już 10 punktów do Nadarzyna stratę i awansować. Zadanie udało się połowicznie. Co prawda Radomiak nie zanotował już do końca sezonu ani jednej porażki - pokonał m. in. na własnym boisku 3:0 lidera tabeli - ale podopiecznym Arkadiusza Grzyba przytrafiły się dwa bezbramkowe remisy z Włókniarzem Zelów i Mazurem Karczew. Gdyby nie one, to najprawdopodobniej dziś nie Nadarzyn z trzema punktami przewagi, ale właśnie Radomiak z jednym oczkiem zapasu byłby triumfatorem ligi. Takie gdybanie nie ma jednak większego sensu, bowiem w sporcie różne rzeczy się zdarzają, a o swoim pechu w kilku potyczkach mogą mówić również zawodnicy z Nadarzyna. To jednak oni w przeciągu całego sezonu grali najrówniej i pomimo wspomnianej porażki z Radomiakiem czy też dwukrotnej z KS Piaseczno w pełni zasłużyli na awans. A Radomiak? Radomiak był zdecydowanie najlepszą drużyną na wiosnę. Przegrał tylko jedno spotkanie, strzelił najwięcej i stracił najmniej bramek ze wszystkich zespołów. Jednak jedna dobra runda w przeciągu całego sezonu to jak się okazało było za mało by awansować.
Na osłodę Radomiak miał wielką szansę sięgnąć po Puchar Polski na szczeblu województwa mazowieckiego. Tak prostej drogi do zdobycia trofeum dawno nie było. Zieloni praktycznie bez gry awansowali do półfinału tych rozgrywek. Co prawda w I rundzie zmierzyli się na wyjeździe z IV ligowym MKS Ciechanów, ale wygrywając 6:1 sprawili, że spotkanie to dawno poszło w zapomnienie. W meczu półfinałowym w Siedlcach radomianie podobnie jak i gospodarze nie grali wielkiej piłki, ale kto wie czy gdyby nasz zespół prowadząc 1:0 grał w pełnym składzie przez drugie 45 minut, to w finale nie spotkałby się z przedstawicielem ligi okręgowej, a jak się później okazało triumfatorem, Orłem Wierzbica. Nie twierdzimy, że podopieczni Józefa Antoniaka w tym meczu byliby bez szans, ale grający na własnym obiekcie - bo właśnie na Struga planowane było rozegranie finału - w pełnym zestawieniu Radomiak na pewno zrobiłby wszystko by nie zmarnować takiej szansy. Niestety i w tym przypadku musieliśmy obejść się smakiem. Na osłodę pozostają nam począwszy od drużyny rezerw, przez juniorów, a skończywszy na młodzikach awanse do wyższych klas rozgrywkowych oraz wciąż walczący o awans do finałów Mistrzostw Polski Juniorów podopieczni Arkadiusza Grzyba, juniorzy starsi.
Sezon 2009/2010 z pewnością przyniósł wszystkim związanym z Radomiakiem, trenerom, piłkarzom, działaczom czy kibicom nowe doświadczenia. Liczymy na kolejne sukcesy drużyn młodzieżowych w przyszłym roku. Mamy również nadzieję, że wyniesiony z minionego sezonu bagaż doświadczeń sprawi, iż ci, którzy skupiają na sobie największą uwagę, a więc III-ligowi seniorzy będą dominować nie tylko przez 3/4 sezonu, ale przez cały rok, a wtedy możemy być spokojni i pewni, że na finiszu rozgrywek tym razem świętować będzie ZIELONA BRAĆ.