Jeżeli wykładnikiem formy piłkarzy Radomiaka miałaby być środowa wewnętrzna gra kontrolna, to trener zespołu Mieczysław Broniszewski mógłby usiąść i płakać. Dla jego zdrowia chyba lepiej, że nie widział popisów niektórych swoich ulubieńców. Ponieważ nie znalazł się chętny do rozegrania sparingu, zieloni postanowili podzielić się na dwie grupy i skonfrontować umiejętności we własnym gronie. Ekipę żółtych stworzyli piłkarze, którzy najprawdopodobniej przymierzani są jako podstawowi do meczu z Widzewem. W zespole pomarańczowych wystąpili rezerwowi, no, może poza Zbigniewem Wachowiczem grającym ostatnio w wyjściowej jedenastce.
Teoretycznie wynik takiej konfrontacji powinien być z góry przesądzony. A jednak okazało się, że zaangażowanie, ambicja i zwykła sportowa złość pomarańczowych wystarczyły, aby pokazać bardziej doświadczonym kolegom, na czym polega gra w futbol. Strzelone szybko przez Daniela Barzyńskiego i Łukasza Siciaka gole podziałały na przeciwników jak płachta na byka, ale ich poczynania były nadal nieporadne. Masa niecelnych podań, nieudane dryblingi i zwykły brak ochoty do gry żółtych powodowały, że zaczęli irytować się nawet spokojni zazwyczaj kibice Radomiaka, którzy obserwowali gierkę. W pewnym momencie na krytykę jednego z nich bardzo nerwowo zareagował Maciej Terlecki (jego słowa nie nadają się do publikacji). Profesjonalnie zachowywał się za to strzegący bramki pomarańczowych w pierwszej połowie Waldemar Grzanka. Nie tylko umiejętnie kierował poczynaniami kolegów, ale non stop zagrzewał ich do walki. Momentami wydawać by się mogło, że walczy o mistrzostwo świata. - Na każdym treningu walczę o mistrzostwo świata. Z tego żyję, za to otrzymuję wynagrodzenie i chcę dawać z siebie wszystko - podkreślał Grzanka. Zapytany, czy liczy na występ w meczu z Widzewem, odparł: - Jak widać, po kontuzji nie ma już śladu, więc jestem do dyspozycji trenera. Od niego zależy obsada każdej pozycji na boisku. Do wyboru ma trzech równorzędnych bramkarzy i jemu trzeba pozostawić decyzję, którego z nas wybierze.
Po przerwie żółci nieco poważniej podeszli do swoich obowiązków, ale bramki zaczęli zdobywać głównie dzięki beznadziejnej postawie testowanego golkipera Agrykoli Warszawa Jakuba Zamkowskiego. Właściwie to można zadać pytanie, co on w ogóle robił na treningu Radomiaka? Przecież jego rówieśnik występujący w zespole juniorów zielonych Piotr Banasiak przewyższa go umiejętnościami o dwie klasy.
Reasumując, postawa niektórych podstawowych zawodników Radomiaka budzi duży niepokój. I nie chodzi już o walory czysto piłkarskie, ale o cechy ambicjonalne. Tych najwyraźniej w zespole brakuje.
Popisów swoich ulubieńców nie widział Mieczysław Broniszewski, bo w tym czasie przebywał na posiedzeniu rady trenerów Polskiego Związku Piłki Nożnej. W tej sytuacji zajęcia prowadzili asystenci Arkadiusz Skonieczny i Dariusz Janowski. - Gra była pożyteczna, bo daje nam sporo do myślenia - stwierdził ten drugi.
ŻÓŁCI - POMARAŃCZOWI 6:3 (0:2): Osipowicz 3, Salami 1, Vileniskis, Bała - Barzyński, Siciak, Cieciura.
Żółci: Gałczyński (Borkowski) - Duda, Branfiłow, Szwed, Cieciura, Vileniskis, Terlecki, Bała, Brzyski (Wachowicz), Salami, Osipowicz.
Pomarańczowi: Grzanka (Zamkowski) - Sadzawicki, Michalski, Wachowicz (Brzyski), Walkiewicz (Cieciura), Rysiewski, Siciak, Barzyński, Ząbecki, Gajda, Lesisz.