Metamorfoza formy, jaką w ciągu kilku dni przeszedł zespół Radomiaka Radom, jest doprawdy zadziwiająca. - Nie dla mnie. Wiedziałem, że czas pracuje dla nas i w końcu osiągniemy wysoką formę - triumfuje trener zielonych Mieczysław Broniszewski.
Zwycięstwo ze Śląskiem we Wrocławiu wreszcie potwierdziło to, o czym teoretycznie wiadomo było od dawna - w drużynie Radomiaka drzemią ogromne możliwości. Do tej pory problem polegał na tym, że forma zielonych pozostawiała wiele do życzenia, a częściej niż o aktualnej dyspozycji dyskutowano o waśniach i kiepskiej atmosferze w ekipie ze Struga. W stolicy Dolnego Śląska, po raz pierwszy w sezonie, widać było, że radomianie tworzą zespół. Walczyli, świetnie rozwiązywali spotkanie taktycznie i co wcześniej się nie zdarzało zbyt często, pomagali jeden drugiemu. - Mówiłem, że już po wygranej w Pucharze Polski z Górnikiem Zabrze zaczniemy się odblokowywać. Tak się stało, a prawdziwą siłę dało nam wywalczone w ostatnich minutach zwycięstwo nad Lechią Gdańsk - uważa Broniszewski.
Tak czy inaczej, ekipa ze Struga najwyraźniej złapała wiatr w żagle. Trzy wygrane pod rząd mecze o czymś świadczą, a trzeba przecież podkreślić, że we Wrocławiu nie zagrało dwóch podstawowych zawodników - Nikołaj Branfiłow i Raimondas Vileniskis. - Zmiennicy zagrali jednak bardzo dobrze - podkreśla trener Radomiaka. I ma rację. Cofnięty do obrony Rafał Szwed spisywał się rewelacyjnie, a i odpowiadający za defensywę w drugiej linii Dariusz Rysiewski pokazał, że znacznie lepiej czuje się na boisku niż ławce rezerwowych. Prawdziwe "wejście smoka" zaliczył jednak Aleksandr Osipowicz. Białorusin, który w poprzednich pojedynkach wydawał się zagubiony, nieśmiały i w ogóle jakby znajdujący się w innej rzeczywistości, tym razem zaskoczył pozytywnie wszystkich. Nawet siebie. - Dotychczas, nigdy nie udało mi się strzelić trzech bramek. Nie spodziewałem się, że dokonam tego wyczynu we Wrocławiu, dlatego moja radość jest tym większa - podkreśla "Sasza". Jego bramek nie byłoby jednak, gdyby nie świetna postawa Abla Salamiego. Nigeryjczyk harował na całym boisku, walczył często z dwoma obrońcami, dużo biegał, dryblował i robił w ten sposób miejsce Osipowiczowi.
Oprócz zaangażowania i rozsądnej gry w każdej strefie boiska na uwagę zasługuje jeszcze jedna cecha, z którą piłkarze Radomiaka mieli wcześniej problemy - szybkość. We Wrocławiu wyglądało to tak, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, radomianie dostali skrzydeł. Dzięki temu wiekowi przecież gracze nie byli wcale wolniejsi od rywali, a kiedy już przegrali pojedynek biegowy, mogli zawsze liczyć na wsparcie i asekurację kolegi z zespołu. W efekcie, mimo że częściej przy piłce przebywali zawodnicy Śląska, to ataki Radomiaka były zdecydowanie groźniejsze i co najważniejsze efektywniejsze.
Na oddzielny akapit zasługuje postawa dwójki stoperów z Radomia - Piotra Dudy i Rafała Szweda. Pierwszy na środku obrony czuje się jak ryba w wodzie i bez zbędnych ceregieli rozbija ofensywę przeciwników. Drugi potwierdza, że może występować na wielu pozycjach, a determinacja i ambicja to cechy, które nie są mu obce. Obaj, wcześniej często krytykowani, potwierdzili, że na aklimatyzację w nowym środowisku potrzebowali nieco czasu. A jeśli to już się stało, kibice zielonych mogą zacierać ręce z zadowolenia, bo forma Dudy i Szweda powinna jeszcze wzrosnąć. Zresztą pozostali zawodnicy też pokazali się z dobrej strony, co napawa optymizmem na przyszłość.
Co ważne, kalendarz spotkań, tak się ułożył dla Radomiaka, że zespół ze Struga powinien do końca rundy systematycznie piąć się w górę tabeli. Z siedmiu pojedynków zieloni rozegrają cztery u siebie. Rywale - Heko Czermno, Ruch Chorzów, Piast Gliwice i ŁKS Łódź - nie wydają się już tak wymagający jak dotychczasowi, więc o korzystne rezultaty powinno być łatwiej. Na dodatek wyjazdowi przeciwnicy zielonych - Finishparkiet Nowe Miasto Lubawskie, Polonia Bytom i Szczakowianka Jaworzno - to dziś najsłabsze drużyny w II lidze. - Każdy mecz ma swoją specyfikę i w każdym, zwycięstwo trzeba po prostu wywalczyć. Jestem jednak przekonany, że dostarczymy naszym kibicom jeszcze wielu chwil radości - przekonuje Broniszewski.