Z pierwszego występu w Radomiu, w zielono-białych barwach, Rafał Szwed jest kompletnie niezadowolony. Wraz z jego przyjściem na Struga, radomska obrona miała stać się zaporą nie do przejścia, ale jak na razie można ją porównać jedynie do dziurawego wiadra. Szwed z pokorą przyznał, że zawiódł sam i zawiedli jego koledzy.
Był to Pana pierwszy mecz w barwach Radomiaka przed miejscową publicznością. Jak Pan ocenia swój występ?
- O swojej grze mogę powiedzieć nic więcej jak to, że jestem kompletnie z niej niezadowolony. Nie zagrałem w pełni tak, jak powinienem. Starałem się jak mogłem, ale naprawdę gdzieś są jeszcze braki. Również pozostali koledzy z drużyny zagrali słaby mecz.
W takim razie chyba każdy w tym meczu zawiódł na swój sposób?
- Wydaje mi się, że tak. Nie usprawiedliwia nas nawet to, że strzeliliśmy dwie bramki. Powinniśmy to wygrać. Z występu drużyny, jako całości również nie jestem zadowolony. W ogóle przegrać u siebie z Widzewem 2:3...chyba tylko śmiać się można. Zakładaliśmy zupełnie co innego przed meczem. Mieliśmy tak kontrolować grę, aby nie stracić bramki.
A straciliście je po fatalnych błędach...
- Przede wszystkim, były to głupio stracone bramki. Nie dziwiłby mnie fakt, gdyby Widzew zdobył je po jakiś pięknych akcjach, a tak wcale nie było. Po prostu, nasz występ to kompromitacja. Cały zespół, a przede wszystkim nasza obrona zagrała żenująco słabo. Przydarzały się nam głupie straty, brak asekuracji. To nie Widzew zachwycił, ale my wypadliśmy słabo.
Spodziewa się Pan ostrej krytyki drużyny ze strony prasy?
- Wszyscy pewnie zauważyli, że nie szło nam w żadnej formacji. Jako całość wypadliśmy mizernie. Trzeba teraz przyjąć krytykę ze strony prasy. Już widzę tytuły jutrzejszych gazet, dyskusje w mediach. Ja również zdaję sobie sprawę, że ode mnie też się więcej wymaga. Także przyjmę z pokorą każdą krytykę i będę starał się walczyć w następnym meczu, aby pokazać się z jak najlepszej strony.
Radomska obrona po wzmocnieniu o Pana i Piotra Dudę miała być monolitem nie do przejścia. Do tej pory tak nie jest. Czy zatem nie znalazł Pan jeszcze wspólnego języka z kolegami z linii?
- W tym meczu trener ustawił mnie na pozycji defensywnego pomocnika, dlatego może nie do końca grałem w jednej linii. Ciężko mi na chwilę obecną powiedzieć czy znalazłem już wspólny język z pozostałymi obrońcami. Na razie tracimy w każdym meczu bramki. A dopiero wtedy o obronie można powiedzieć, że jest w miarę dobra, jeżeli gra się z tyłu na zero. Do tego nam jeszcze trochę daleko, bo jak wspomniałem, prawie w każdym meczu dajemy sobie coś wbić. Na razie nie wygląda to zbyt pięknie.
Chociaż grał Pan na pozycji defensywnego pomocnika, to bardzo często włączał się Pan w akcje ofensywne i próbował strzelić chociaż jedną bramkę. Oprócz wiadomego faktu, że chciał Pan pomóc swojej nowej drużynie, to może była to także chęć odgryzienia się na swoim poprzednim pracodawcy?
- Takie miałem zadanie. Gra w destrukcji była tym, na czym miałem się najbardziej skupić. A że miałem możliwość włączenia się do ofensywy, to wykorzystywałem ją. Byłem bliski zdobycia bramki, ale kto teraz będzie o tym pamiętał. Gdy trwa mecz, można to jeszcze rozpamiętywać, ale gry już schodzi się z boiska, to drużynę rozlicza się ze zrealizowanego założenia. Chciałem tylko i wyłącznie pomóc drużynie, ale nie szło nam tak jak trzeba i dlatego to my schodzimy pokonani.
Zatem jak Pan widzi najbliższą przyszłość Radomiaka z obecną formą?
- Nie powiem że drużyna przechodzi jakiś wielki kryzys, ale nazwałbym obecną sytuacją małym dołkiem. Musimy się teraz pozbierać, spotkać razem i we własnym gronie porozmawiać co się dzieje. Nie możemy sobie pozwolić na sytuację, że jeden ma pretensje do drugiego, są w drużynie jakieś pomówienia. Musimy na spokojnie zastanowić się co zrobić, aby wyciągnąć zespół z dołka. Pamiętam, że miałem kiedyś taki kryzys. Przegrałem z Polonią na Legii 2:7, a już w następnym meczu wygraliśmy u siebie 3:1 Groclinem. Także jest to doskonały przykład, że bardzo szybko można się odbudować i wspiąć się na wyżyny futbolowe.
W takim razie jeżeli w drużynie coś się psuje od środka, to chociaż można zawsze liczyć na radomską publiczność. Gorąca atmosfera, jaka miała miejsce w tym meczu, potrafi podbudować chyba największego pesymistę.?
- Już wcześniej słyszałem dużo dobrego o miejscowych kibicach. I to wszystko się potwierdza. Kibice są naprawdę super, zadbali o fantastyczną oprawę i co najważniejsze są niesamowicie ze sobą zgrani. Ta publiczność zasługuje na coś więcej, niż obijanie się o dolną część tabeli. A słysząc tak wspaniały doping powinniśmy mobilizować się do jeszcze lepszej gry i o to się postaramy.