O komentarz do spotkania Radomiaka z Narwią Ostrołęka poprosiliśmy tuż po jego zakończeniu szkoleniowców obu ekip. Trener gospodarzy, Arkadiusz Skonieczny przyznał, że zwycięstwo jego zespołu było w pełni zasłużone. Z kolei szkoleniowiec gości, Mateusz Miłoszewski był zły na swoich podopiecznych, którzy w opinii trenera nie potrafili wykorzystać czerwonej kartki dla Piotra Banasiaka.
Arkadiusz Skonieczny (trener Radomiaka): - Z przebiegu meczu, z sytuacji jakie sobie stworzyliśmy uważam, że byliśmy lepsi i zasłużyliśmy na to zwycięstwo. Pierwsza połowa kosztowała nas dużo zdrowia, bo musieliśmy nie tylko atakować, ale i również bardziej się bronić, gdyż przeciwnik grał w przewadze. Sytuacja z czerwoną kartką dla Piotra Banasiaka nie ma co ukrywać, to ewidentny błąd Marcina Sikorskiego, który może się zdarzać na boiskach A klasy, ale nie na poziomie III ligi. Po zmianie stron po kwadransie gry siły się wyrównały. Zaczęliśmy stwarzać sytuacje, udało się strzelić dwie bramki, ale mogło paść ich więcej. Dwie dogodne okazje miał Puton, jedną Czpak i to wszystko powinny być bramki. Chwała dla chłopaków za zwycięstwo, za to, że podeszli do meczu z ogromnym zaangażowaniem i determinacją. Mimo, że przez ponad 1/3 meczu graliśmy w osłabieniu to widać było, że zespół jest dobrze przygotowany pod względem motorycznym. Nie wybiegamy daleko w przyszłość, koncentrujemy się teraz na meczu z Sokołem i o tym tylko myślimy.
Mateusz Miłoszewski (trener Narwi): - Trudno nie użyć po tym meczu ciężkich słów. Jestem przede wszystkim zły na swój zespół. Mecz nam się bardzo dobrze układa, bramkarz dostaje czerwoną kartkę, wchodzi zmienik zupełnie nieprzygotowany, mamy rozegrać to zupełnie inaczej, a robimy co innego. W przerwie sobie powiedzieliśmy, żeby grać spokojnie, wyczekać sytuację, podmęczyć rywala, a nagle dajemy ponieść się fantazji, sami się osłabiamy i pomagamy przeciwnikowi przez własną głupotę zamiast wyczekać do 90. minuty, wygrać mecz, to z minuty na minutę ułatwialiśmy Radomiakowi grę i skończyło się to dla nas bardzo źle. Uważam, że to był na pewno kulminacyjny moment meczu. Po zmianie stron nad moim zespołem zebrały się jakieś czarne chmury. Najpierw czerwoną kartkę dostaje stoper, przesuwam w jego miejsce prawego obrońcę, ten za chwilę zbił udo i musiał zejść. Wchodzi na boisko kolejny obrońca Wojciech Skorupka, gra osiem minut i doznaje kontuzji kolana. Niezależnie od wszystkiego, to pretensje możemy mieć tylko i wyłącznie do siebie, że z Radomia wyjeżdżamy bez punktów. Można by się zastanawiać czy przy pierwszej bramce nie było minimalnego spalonego, ale uważam, że sędzia prowadził zawody poprawnie. Mimo tej atmosfery jaka panuje zawsze na Radomiaku, uważam, że arbiter wytrzymał ciśnienie i rozdzielał te wszystkie decyzje w jedną i drugą stronę.