Witold Mroziewski: Chciałbym pogratulować swoim zawodnikom wielkiego heroizmu. Przyjeżdżając do Gdańska miałem określone kłopoty kadrowe. Z podstawowego składu odpadło kilku naprawdę znakomitych zawodników. Przyjechaliśmy więc tylko z trójką obrońców. Z konieczności musieliśmy rozpocząć ustawieniem 3-6-1. Szczęście było jednak dzisiaj przy nas. Lechia posiadała zdecydowaną przewagę przez cały mecz. W drugiej połowie za sprawą nieodpowiedzialnej postawy mojego pomocnika, Cvetkovica, który dostał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. Osłabił zespół w bardzo śmieszny, wręcz trampkarski sposób. Na drugą odsłonę wyszliśmy ustawieniem 4-5-1, próbując się bronić. Cóż innego mogliśmy zrobić grając w dziesiątkę z zespołem, który próbował grać z rozmachem i strzelić przynajmniej jedną bramkę. Trzeba przyznać, że miał miał bardzo dużo okazji. Dobrze, że udało nam się wywalczyć przynajmniej jeden punkt. Może on być bardzo przydatny w końcowym rozrachunku. Pozostało osiem kolejek do końca, jednak z takim potencjałem, jaki mamy, powinniśmy zrobić wszystko, aby nasz dorobek punktowy powiększać i uniknąć spadku.
Marcin KAczmarek: Zastanawiam się ile zespół drugoligowy musi stworzyć sytuacji stuprocentowych, żeby mecz wygrać. Okazuje się, że w przypadku Lechii bardzo wiele. Dzisiaj naliczyłem około ośmiu, może dziewięciu klarownych okazji pod bramką przeciwnika. Piotrek Wiśniewski ma w każdym meczu trzy, cztery sytuacje i tego nie wykorzystuje. To są zawodnicy, którzy grają na poziomie drugiej ligi i są do tego predysponowani, wyselekcjonowani w odpowiedni sposób, szkoleni. Do tej pory przegraliśmy zaledwie dwa spotkania. Oba przez trampkarskie błędy obrońców. Teraz podobne pomyłki popełniają napastnicy. Czasami drużyna ma jedną sytuację w meczu i wygrywa mecz. My mamy osiem i ich nie wykorzystujemy. Nie można robić dramatu, ale nie można też przejść nad takimi sytuacjami do porządku dziennego. Nawet w czwartej czy piątej lidze takie szanse trzeba wykorzystywać. Absolutnie nie chcę zwalać całej winy na napastników. Pełną odpowiedzialność biorę na siebie, bo jestem trenerem tego zespołu. Ale zawodnicy muszą zdawać sobie sprawę, że ta odpowiedzialność ciąży również na nich. Myślę, że mają tego świadomość, bo w szatni panowała cisza. Jednak pogrzebu nie ma. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że szczególnie w pierwszej połowie, graliśmy nieźle. Stworzyliśmy kilka dogodnych sytuacji. Myślę, że gdybyśmy otworzyli wynik, ten mecz potoczyłby się zupełnie inaczej. Po przerwie Radomiak bronił się całym zespołem na własnej połowie. W takich okolicznościach trudno przebić się pod bramkę, chociaż i tak kilka razy nam się to udało. Niestety zabrakło skuteczności. Bardzo ubolewam nad tym, że w trzech ostatnich meczach zdobyliśmy zaledwie trzy punkty. Mogliśmy wywalczyć ich trochę więcej i teraz grać spokojniej. Cóż stało się inaczej. Nie przegraliśmy szóstego kolejnego spotkania, ale też nie wygraliśmy następnego. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że ta nieskuteczność musi się wreszcie skończyć. Takie pojedynki, jak dzisiejszy z Radomiakiem, Szczakowianką czy Polonią Bytom są kluczowe. Jeżeli chcemy uniknąć baraży musimy je wygrywać. Dzisiaj nie wyszło, ale napewno nie poddamy się. Będziemy walczyć dalej. Tym bardziej, że w moim przekonaniu gra jest coraz lepsza. Trzeba szukać nowych rozwiązań, bo straciliśmy dwóch zawodników na mecz w Gliwicach. Być może wyjdziemy w innej konfiguracji. Znowu wchodzimy w maraton kilku spotkań co trzy dni. Musimy się pozbierać i jestem przekonany że się pozbieramy. Generalnie, jeśli nie poprawimy skuteczności możemy mieć kłopot. Szczególnie w tych meczach u siebie, gdzie przeważamy i stwarzamy sporo sytuacji. Wierzę, że ten zespół będzie wygrywał. - zakończył optymistycznie Marcin Kaczmarek.