- Liczę i wierzę, że pokażemy charakter i wreszcie odniesiemy pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w tym sezonie - te słowa wypowiedziane przez trenera Radomiaka Arkadiusza Grzyba tuż przed wyjazdem do Kutna na mecz z tamtejszym MKS-em okazały się prorocze. Zieloni po pojedynku pełnym dramatu zrobili to, co dla niektórych wydawało się niemożliwe i przywieźli z dotąd niezwyciężonego w tym sezonie terenu w Kutnie komplet punktów.
Drużyna Radomiaka na sobotni mecz z faworyzowanym i pewnym swego rywalem wyruszyła już w piątek. Zieloni noc poprzedzającą rywalizację z MKS-em spędzili w hotelu w miejscowości Nieborów koło Łowicza. A wszystko po to, aby w sobotnie popołudnie wypoczęci i zjednoczeni w jednym celu zawodnicy Radomiaka skutecznie walczyli z piłkarzami gospodarzy. - Mieliśmy po prostu komfortowe warunki. Chłopaki powiedzieli, że zrobią wszystko, aby odwdzięczyć się władzom klubu za zorganizowanie tego mini zgrupowania - mówił tuż przed początkiem meczu II trener teamu ze Struga Paweł Jankowski. Jak zapowiedzieli tak zrobili, choć łatwo nie było.
Tuż przed przerwą radomianie otrzymali od gospodarzy po rzucie wolnym i rzucie karnym dwie bramki do szatni. Po takim ciosie, grając na wyjeździe z pewnością nie jeden zespół nie byłby w stanie się już podnieść. Tak też z pewnością o drużynie zielonych myśleli miejscowi, którzy prowadząc po pierwszych 45. minutach 2:0 byli święcie przekonani, że Radomiak z Kutna wyjedzie z jeszcze większym bagażem bramkowym, ale chyba zapomnieli o tym, że mecz ma dwie połowy i zwycięzcą jest wówczas ten, który po 90. minutach gry ma na swoim koncie co najmniej jednego gola więcej niż rywal. - Graliśmy naprawdę dobrze. Długo utrzymywaliśmy się przy piłce. Dogrywaliśmy piłki w pole karne, a nagle straciliśmy dwie bramki praktycznie z niczego - ocenił pierwszą połowę szkoleniowiec Radomiaka.
Podopieczni Arkadiusza Grzyba znajdując się w bardzo trudnej sytuacji, walką, charakterem, grą do końca i co najważniejsze zespołowością, strzelając po przerwie trzy bramki udowodnili, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Trenerskiego nosa mieli szkoleniowcy Radomiaka, którzy po niespełna kwadransie gry w drugiej odsłonie postanowili dokonać dwóch zmian. Za Arkadiusza Oziewicza pojawił się Piotr Kornacki, a za Macieja Lesisza Krzysztof Wierzba. Otwierające drogę do bramki Pawłowi Tarnowskiemu podania obu zmienników sprawiły, że zieloni na 6. minut przed upływem regulaminowego czasu gry prowadzili w Kutnie 3:2 (na 1:2 po asyście Tarnowskiego trafił Łukasz Janik).
Radomianie już do końca spotkania niesieni dopingiem kilkudziesięcioosobowej grupy kibiców Radomiaka nie dali sobie wyrwać upragnionego zwycięstwa i po końcowym gwizdku sędziego mogli najpierw odtańczyć na środku boiska taniec radości, a następnie tą radością podzielić się z radomskimi kibicami.
Nie ma wątpliwości, że takie mecze i takie zwycięstwa nie tylko smakują podwójnie, ale także, a może przede wszystkim budują atmosferę i morale zespołu, które w kolejnych ligowych pojedynkach mogą okazać się nieocenione. Spotkanie MKS Kutno - Radomiak przechodzi już do historii. Teraz czas potwierdzić wyższość nad rywalem w niedzielnym pojedynku przed własną publicznością z Mazurem Karczew.